Mamy pozwolenie.
Po długim oczekiwaniu na pozwolenie przyznam wam się szczerze, że nie wytrzymałem i zacząłem kilka dni wcześniej prace związane z wywożeniem ziemii nim otrzymałem pozwolenie. Na szczęście nikt się tym zbytnio nie interesował i wszystko było ok. Mieszkam na małej wiosce, w której nie trudno o traktor i przyczepę, a nawet koparko-ładowarkę. Sąsiedzi bardzo chętnie pomagali w tworzeniu mojego dzieła.
Po wywiezieniu ziemii nadszedł czas wziąć się za kopanie i równanie ziemii pod ławy. Tu z pomocą przyszedł mój brat Mateusz i nie szczędził potu i chęci.
Następny etap to szalunki. Były one już wcześniej przygotowane, wystarczyło poukładać numerami i poskręcać je w całość.
Szalunki gotowe, więc kolejnym krokiem jest wylanie chudego betonu (który sami w betoniarce mieszaliśmy).
Tu znowu z pomocą przyszedł młodszy brat i daliśmy radę. Po szalunkach i chudym betonie przyszła pora na zbrojenie. Do dziś dnia wspominam poranione ręce od wiązania strzemion.
A to zrobione przeze mnie narzędzia do wyginania grubych prętów.
Wszystko gotowe, możemy zalewać betonem. Beton oczywiście zamówiony w betoniarni. Wielkie wydarzenie, więc do pomocy przyjechał kuzyn z wujkiem. Jak zwykle daliśmy radę.
Po kilku dniach polewania wodą przyszedł czas na coś, na co czekałem od dłuższego czasu - murowanie. Wierzcie mi, pierwszy raz w życiu będe trzymał kielnię. Byłem trochę oczytany w tym temacie, ale nie wiedziałem jak to wyjdzie w praktyce. Dzisiaj mogę powiedzieć, że nie jest niewiadomo jak bardzo trudne. Najważniejsze aby robić to powoli i dokładnie.
Z pomocą tym razem wyruszył teściu. Niczym Pudzian targał betonowe bloczki.
Tak to wszystko wyszło po zakończeniu murowania fundamentów.
Pani inwestor zalepia wszystkie szparki pomiędzy pustakami i wszystko maluje czarną mazią ,,Dyserbitem''.
Styropian, siatka, klej, jeszcze raz czarne mazidło i można zasypywać.
Co pół metra piach oczywiście ubijany. Chudziak kręcimy sami. Z kopalni przywiozłem kamień i piach, ze sklepu cement i do roboty. Szwagier, kuzyn, młodszy brat, ojciec, teściu i ja (kolejna okazja do opróżnienia kilku buteleczek) - Jak zawsze daliśmy radę.
I tak od września do końca listopada uporaliśmy się z fundamentami, czyli stan zero gotowy. Czekamy do wiosny, aby rozpocząć kolejny etap.